A to jest sport? czyli trzy głupie powody, dla których oglądam motoGP

Piłka nożna. Prosta gra — piłka, dwie bramki, dwudziestu dwóch piłkarzy. Oglądalność niesamowita. W szczególności jeżeli gra Real z Barceloną albo gdy Polacy do Mundialu losowani są z pierwszego koszyka. 

Siatkówka. Jeszcze prościej — piłka i siatka, zawodników dwunastu. Oglądalność w normie. Lepiej z graniem podczas zajęć wuefu. Każdy chce odbijać, przyjmować i ścinać.

MotoGP. Tu tak łatwo nie jest. Po pierwsze dlatego, że tylko nieliczni wiedzą co to za dyscyplina sportowa (pomijam tych, którzy pytają się:To naprawdę sport?!”. Tak, to sport.), po drugie — dlatego że poznanie samych zasad i technicznego słownictwa zajmuje z pół sezonu. Ale gdy już ktoś je pozna — bajka. 
MotoGP to po prostu wyścigi motocyklowe (czyli jednak sport, niedowiarki?). Jednak nie takie znowu zwykłe wyścigi. Oprócz tego, że na motocyklu z szusowaniem po asfalcie łokciami, kolanami a nawet ramionami (!) to jeszcze na wszystkich kontynentach, w osiemnastu rundach (od sezonu 2019 w aż dziewiętnastu!) i w trzech klasach. Moto3, Moto2 i MotoGP. Bo nie może być zbyt łatwo... Jednak motoGP week spędzony na czatowaniu przed komputerem o każdej porze dnia i nocy wynagradza nam trudy uczenia się o tarczach karbowanych, padokach i wstawanie o 3 nad ranem, by obejrzeć wyścigi odbywające się za oceanem, niezapomnianymi wrażeniami, zawałem, gdy twój ulubiony motocyklista jedzie na limicie, a jego przednie koło lata w powietrzu oraz możliwością obcowania z przystojnymi zawodnikami hiszpańskiej lub włoskiej urody. Żyć nie umierać. Ahí se vive en la gloria. Jednak od czego to się wszystko zaczęło?

Po pierwsze, jestem dziewczyną. Dziewczyna i sporty motocyklowe brzmi trochę jak María Herrera, jedyna kobieta w MotoGP. Nie do końca. Ostatecznie nie mam zamiaru rzucić swoich marzeń o zostaniu dziennikarzem a długopis i dyktafon zamienić na kask i zatyczki do uszu. Po prostu, przy wypełnianiu dokumentów w rubryczce zainteresowania wpisuję MotoGP. Skąd to się wzięło? Może jeszcze raz podkreślę, że jestem dziewczyną, a 99,9% zawodników to faceci. Resztę dopowiedzcie sobie sami. Nie oceniajcie mnie jednak od razu. Zobaczymy, kto po wpisaniu w wyszukiwarkę hasła Marc Marquez nie zacznie przez następną godzinę przeglądać galerii z jego zdjęciami. 

Po drugie, przeczytałam kiedyś, że pewna przyjaciółka motocyklowego świra zamiast  Rossi (Valentino Rossi) usłyszała Gucci. Gucci torebki i paski ma ładne jednak nijak mające się do Rossiego, który raczej do swojego wyglądu uwagi nie przykłada. Jest natomiast znakomitym motocyklistą, który pomimo wieku (ma 38 lat!) podpisuje nowy kontrakt z Yamahą na kolejne dwa lata, załamując tym młodszych kolegów. Zawodnik, wywijając na motocyklu już od przeszło 20 lat, na produkty Gucciego pozwolić sobie może, co pewnie wpływa na fakt, że ma najwięcej fanek wśród kobiet. Sławny i bogaty...

Po trzecie, motoGP to sport niszowy, któremu daleko do piłki nożnej, a przez to interesowanie się czymś takim  innym i oryginalnym — wzbudza szacunek i wywołuje na twarzach innych zdziwienie. Jednak wyobraźmy sobie sytuację, gdyby sporty motocyklowe były jak futbol. Teamy posiadałyby wtedy swoich pseudokibiców, którzy chodziliby po ulicach ubrani w kolorowe szaliki (odpowiednio pomarańczowe, niebieskie albo czerwone), popularne stacje telewizyjne ogłaszałyby w wiadomościach zaproszenia na godzinę 22 na magazyn motocyklowy, a dzieciaki zamiast zbierania kolorowych kart z Ronaldami i Messimi kolekcjonowałyby figurki motocykli. A wszystko to po to, aby mężczyźni nie musieli tłumaczyć swoim żonom co to spalony, ale co oznacza uślizg tyłu i po co tamci na końcu w ogóle jadą.

Komentarze

  1. Przyjemnie czyta się to co piszesz, potrafisz zainteresować tematem :)
    Jedno pytanie:po co tamci na końcu w ogóle jadą? ��

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz